Nie do końca wierzę, że piszę te słowa, ale równo 5 lat temu
opublikowałam tu pierwszy
wpis. Bałagan Kontrolowany powstał po moim znudzeniu się poprzednim blogiem.
Pisałam tam tylko o książkach, a po dwóch latach prowadzenia poczułam, że potrzebuję
miejsca, gdzie nie będę musiała ograniczać tematyki.
Jak widać, blog ewoluował w zbiór tekstów i recenzji
poświęconych kulturze popularnej, przede wszystkim tej serialowej i filmowej.
Jednak po pięciu latach nadal jest tym, czym chciałam, żeby był. I chyba to
sprawia, że jestem z niego tak… dumna? Gdy zechcę, mogę opublikować tekst o feminizmie
i o diable
w fantastyce – i oba będą tu pasować.
Pięć lat to szmat czasu. Gdy zakładałam Bałagan i
zastanawiałam się, jak mam podłączyć domenę z końcówką pl, siedziałam
w Krakowie, w mieszkaniu na 8 piętrze, przy zupełnie innym biurku, na co dzień
pracując w sklepie obuwniczym i w sumie robiłam wszystko, by nie pisać
magisterki.
Obecnie jestem w swojej rodzimej miejscowości, wynajmuję
mieszkanie w 100-letnim domu, prowadzę własną działalność gospodarczą (co
mnie niezmiernie bawi i zadziwia) i zastanawiam się, z jakiego miejsca będę
pisała tekst na 10-lecie Bałaganu. I czy będę go w ogóle pisała.
Równocześnie, jest coś, co łączy mnie i tamtą Agatę. Nadal nie
spoważniałam, nadal nie wiem, gdzie chcę być, kim zostać i jak żyć. To, co nas
różni, to to, że wtedy mnie to stresowało.
Teraz ta niewiedza mnie ekscytuje. 😊
Gdyby nie Bałagan…
To zabawne, ile rzeczy może się wydarzyć dlatego, że prowadzi
się bloga.
Przede wszystkim, nigdy nie poznałabym tak wielu wspaniałych
ludzi. To zadziwiające, jak osoby, które widuje się tylko na blogerskich
spotkaniach i utrzymuje kontakt przez Internet, mogą dosłownie zmieniać życie.
Gdy to piszę, mam poczucie, że to paulocoelhowy cytat – ale potem patrzę na
swoje decyzje i na to, z kim utrzymuję kontakty i słowa przestają być płytkie.
Gdyby nie Bałagan, pewnie do tej pory nigdzie bym sama nie
pojechała. A tak, to musiałam się zebrać na odwagę i wsiąść na wiele godzin
w pociąg, być na konferencjach, na których nikogo nie znałam i przywieść masę
wiedzy i nowe znajomości.
Gdyby nie Bałagan, nigdy nie gościłabym na scenie, opowiadając
o serialach. Siedząc obok ludzi, na których patrzyłam z podziwem, gdy
startowałam z blogiem. Dobra, skłamałam. Ja nadal patrzę na nich z podziwem,
nadal mam poczcie, że wiem dużo mniej niż oni, i zastanawiam się, dlaczego
dostałam zaszczyt siedzieć obok i wygłaszać własne opinie.
Gdyby nie Bałagan, nie dostałbym szansy rozmawiać o
finałowym serialu Gry o Tron w podcaście dla Radia TokFM. A usiadłam nie
tylko do omówienia
odcinka 5, ale także do skomentowania
finału oraz zastanowienia się, jakie mogą być serialowe
kontynuacje Gry o Tron. Co pozwoliło mi w siebie bardzo uwierzyć – bo mam
na punkcie swojej dykcji i brzmienia głosu ogromne kompleksy.
Nadal siedzę za biurkiem
A pomimo tych przygód i możliwości prowadzenie bloga to nadal dość samotne zajęcie. Siedzenie przed laptopem i wciskanie klawiszy. Bez
pewności, czy ktoś ten tekst przeczyta. Szczególnie teraz, gdy żyjemy w czasach
video i naprawdę trzeba dawać doskonały content, by zwrócić na siebie uwagę.
Równocześnie – to właśnie jest w tym piękne. Możliwość
napisania wszystkiego, co się chce, kiedy się chce. Kontakt z Wami jest
niezastąpiony i jest to jedna z moich ulubionych części dnia (bo nie ukrywajmy,
gdybyście Bałaganu nie czytali, nie wytrwałby on 5 lat i nie sprawiałby mi aż
takiej frajdy). I tylko seriali i filmów przybywa, a czasu jakby z roku na rok
mniej 😉
Fascynujące jest też samo podejście do oglądania. Startując z Bałaganem, masę rzeczy oglądałam nielegalnie, ba, wiele tytułów było w Polsce po prostu
nieosiągalne inaczej. Obecnie, wszystko można zdobyć za dość rozsądne kwoty. Wręcz
czasu brakuje, by być na bieżąco z tytułami, które są ogólnodostępne.
To jest radosny wpis
Choć chyba do końca tak nie brzmi. Może więcej w nim nostalgii
i zaskoczenia, że jeszcze tego nie rzuciłam – choć Blog mi świadkiem, wiele
razy o tym myślałam. Bo blogowanie zajmuje zaskakująco dużo czasu i energii,
które w momentach frustracji aż chce się spożytkować inaczej.
A potem przychodzi taki dzień jak ten. 5 urodziny. Codzienne
dylematy znikają i zwyczajnie się cieszę, że nadal tu jestem. Że małymi, ale upartymi
kroczkami rozwijam to miejsce dalej. A Wy z nieznanego mi powodu, towarzyszycie
mi w tej przygodzie 😊
Za co będę niezmiennie wdzięczna – bo tęgie głowy Internetów
mogą mówić, by pisać przede wszystkim dla siebie. Ale dla siebie, to ja piszę
do szuflady. Publikuję, bo daliście mi znać, że warto się w to całe pisanie o
kulturze popularnej angażować coraz bardziej i nigdy nie będę ukrywać – gdyby
nie Wy, gdyby nie wasze komentarze, lajki i polecenia, prędzej czy później zwyczajnie
bym zrezygnowała.
A macie jakieś szalone wyczucie – bo za każdym razem, gdy łapię
blogerskiego doła, piszecie do mnie wiadomość prywatną z samymi komplementami. 😊
Czy po moim 5-letnim doświadczeniu mogę coś mądrego powiedzieć?
Chyba jedno: jeżeli kiedykolwiek myśleliście o założeniu bloga, to po prostu
go załóżcie. Trwa to kilka chwil, a potrafi nieść za sobą rzeczy, które was
zaskoczą.