Ostatnie podsumowanie zrobiłam w sierpniu. Nie dlatego, że nie
pamiętałam (co w sumie nie byłoby w moim przypadku takie dziwne). Ale dlatego,
że w sumie też nie było o czym pisać.
Choć nie, wróć. Pierwszą przerwę na blogu zafundował sam
Blogger całkowicie, uniemożliwiając mi publikację nowych wpisów na starym
szablonie. Trudno powiedzieć dlaczego. Ogarnąć sprawę udało mi się dopiero pod
koniec września. Początkowo chciałam znaleźć jakikolwiek szablon, ale
okazało się, że nie mogę mieć tu byle czego. Sami rozumiecie.
Ten nie jest idealny, ale zdążyłam go już polubić. No i
działa.
Och, no i dysk w laptopie padł, musiałam go wymienić.
Ale, ale! Dlaczego mimo wszystko było tak cicho?
Praca w domu, och
praca w domu
W moim przypadku nie jest ona spowodowana pandemią, na taką
pracę przeszłam na długo przed nią. I mogłoby się wydawać, że skoro tak, to
wszystko ogarnęłam i jestem mistrzynią. No, zupełnie nie.
Pracuję wieczorami, weekendami, a gdy nie pracuję, poczucie, że
powinnam pracować (więc zero wytchnienia psychicznego). Ciągłe niewyrabianie
się z niczym przez złą organizację, na którą najechało jeszcze kilka prywatnych
problemów. Plus sławetne ogłoszenie trubunału konstytucyjnego. W październiku
miałam ochotę zwinąć się w kłębek i wyć.
Staram się obecnie wszystko ułożyć godzinowo, w sztywnych
godzinach niczym na etacie. Bo inaczej zginę w końcu marnie. Mam nadzieję, że poprawi to
też moje funkcjonowanie na blogu i w pozostałych socialach. We will see.
Dużą ulgę przyniosło mi także usunięcie konta na Twitterze. O
ile faktycznie jest to platforma, która najszybciej przekazuje bieżące
informacje ze świata, tak rozrosła się do wielkiego hejtującego forum. A jej
styl za nic nie pozwala na rozmowę, nitki konwersacji dzielą się co chwilę na
pomniejsze i nikt nad niczym nie panuje. Za to wyzywanie się nawzajem
przychodzi zadziwiająco łatwo. I wszystko zamienia się w internetowe pole bitwy, gdzie nie ma wygranych. Wszyscy przegrywamy,
Usunięcie go sprowadziło mnie do jeszcze jednej konkluzji. Nie
wiedziałam, że jedna strona może dawać aż tak duże psychiczne zmęczenie (poważnie,
FB i IG razem wzięte nie wywołują we mnie takiej frustracji i nerwów). Wydawało
mi się, że jak go usunę, to świat się zawali, nie będę z niczym na bieżąco i w
ogóle.
Po czym okazało się, że nie tylko nadal jestem na bieżąco,
świat się nie zawalił, a ja jestem… spokojniejsza. Zdrowsza. Weselsza.
Polecam spróbować z każdą platformą. Nie bójcie się, nie da się
ot tak usunąć konta. Twitter wymaga nielogowania się na konto przez 30 dni. Ale
okazuje się, że ja nie tylko przez 30 dni na niego nie weszłam.
Okazuje się, że ani razu mi go w życiu nie brakowało.
Koniec roku
2020
Co ciekawe, zupełnie nie czuję ulgi. Pomijając światową pandemię,
polityczne zawirowania, ten rok był dla mnie i moich bliskich bardzo łaskawy. Wszyscy
jesteśmy zdrowi i mamy pracę (odpukać w niemalowane). I chyba dlatego…
czekam? Dosłownie czekam, aż coś się stanie.
Tak jakby Sylwester oznaczał, że pandemia minie i każdy, kto
przetrwał 2020, jest już bezpieczny. Co przecież nie jest prawdą. A mimo to
czekam, co jeszcze przyniesie te 31 dni, bo przecież coś musi się wywalić na
koniec. Prawda? PRAWDA?
Mam więc regularne zjazdy nastroju i pogoda za oknem niewiele
ma z tym wspólnego.
Logicznie sobie uzasadniam, że to roczne obciążenie psychiczne i stres związany z całą tą sytuacją dają o sobie znać. A przecież to nie tylko się nie kończy, ale także trudno mieć poczucie, że mamy jakiś jasny pogląd sytuacji, skoro rząd sam zdaje się nie wiedzieć, co robi.
Takie to podsumowanie radosne, no nie? Jak mówiłam, nie bardzo
było o czym pisać. Poza narzekaniem i popłakiwaniem po kątach.
Co na blogu i w
podcaście?
Siłą rzeczy, za dużo się nie działo. Ponarzekałam na Tenet, zachwyciłam
się Good
Omens i diabolicznym Tennantem, by po chwili sprawdzać zamki w drzwiach,
gdy ten sam Tennant grał seryjnego mordercę w DES.
Podcastowo również nie nagrywamy, tak często jakbyśmy chciały. Ostatni kwartał roku jest jakiś przeklęty też pod kątem nagrywania. Udało się
nam jednak porozmawiać o tym co
oglądałyśmy przez wakacje, zachwycić się serialem THE
BOYS oraz porozmawiać o fenomenie
True Crime.
12 filmów na
święta
Grudzień jak zawsze na Bałaganie jest miesiącem opływającym w filmy
świąteczne i jejku jej, jak ja bardzo tego potrzebuję. Możecie się więc
nastawić, że od 13 do 24 grudnia codziennie będzie się tutaj pojawiać nowy film
świąteczny.
A do tego czasu, zapraszam Was do spojrzenia na 3 (!)
wcześniejsze edycje filmów
na święta. Jest w czym wybierać.
Przygotowuję także mały poradnik prezentowy, z kilkoma rzeczami,
które uważam za naprawdę fajne prezenty pod choinkę. A jeżeli już teraz czegoś
szukacie, polecam zeszłoroczne zestawienie prezentów
książkowych oraz ubrań
i gier planszowych.
I tak mi się tylko marzy, prawdziwa, śnieżna zima. Tego
potrzebuję w swoim życiu 😉
0 Komentarze