Gdy zewsząd słyszy się, że wielkie zmiany zaczynają się od tych
małych – z reguły człowiek nie bardzo chce w to uwierzyć. Ale patrząc na rok 2018, bez bicia przyznaję, wiele z tego, co się wydarzyło, było
efektem działań z 2017 roku. Pomimo że żadna z tych rzeczy, nie była wtedy
spektakularna i nie zapowiadała żadnych zmian.
Post podzieliłam na cztery
części – prywatną, blogową, popkulturalną oraz postanowienia 2019, abyście
mogli wybrać, które z podsumowań chcecie przeczytać, jeżeli nie macie ochoty
na całość.
2018 PRYWATNIE
Rok 2018 był rokiem
szalonym, pełnym trudnych decyzji i rozjazdu, pomiędzy naprawdę udanym życiem
prywatnym a kompletnym rozczarowaniem w życiu zawodowym. Coraz częściej
byłam przekonana, że nie jestem tam, gdzie być chciałam, to co robiłam, jakiś
czas temu przestało mi dawać satysfakcję. Mieszkając w niewielkim mieście,
szans na zmianę nie było szczególnie dużych. Na uwadze miałam albo wyprowadzkę
do Krakowa (na którą w sumie nie było mnie stać) kontra codzienne dojazdy do
niego i minimum 10 godzin spędzonych poza domem.
Równocześnie, dokładnie
jak w komedii romantycznej, w Sylwestra poznałam Michała i jak na zawołanie,
zakochałam się bez reszty. Nasz związek jest naprawdę, jak z tych
najbardziej mdłych romansideł, zaczynając o tego, że przed moim narodzeniem
bawiła go moja babcia, przez to, że mamy masę wspólnych znajomych, ale przez
całe życie nie spotkaliśmy się ani razu. Co więcej, mieszkaliśmy na tej samej
ulicy, a ja przez wiele lat słyszałam, że „gdybym
była chłopcem, to miałabym na imię Michał, bo babcia bawiła takiego cudnego
Michałka lata temu”.
Gdyby ktoś zaproponował mi obejrzenie filmu na podstawie
takiego scenariusza, chyba bym go wyśmiała. Tymczasem, 10 miesięcy po pierwszym
spotkaniu, spakowałam rzeczy i wprowadziłam się do Michała. Z właścicielki psa,
stałam się współwłaścicielką kota (próbowaliśmy ich zaprzyjaźnić, ale niestety nic
z tego nie wyszło, więc moja psinka została z rodzicami – ale to tylko dwie
ulice dalej, więc nie raz wpadam, żeby ją wyprowadzić).
Kot stał pod wielkim znakiem zapytania, bo za dzieciaka byłam
na kocią sierść uczulona i nie wiedziałam, jak do końca zareaguję na Emkę. Bo
co innego, przebywać z kotem po dwie godziny dziennie, a co innego z nim
mieszkać. Na szczęście okazało się, że albo moje uczulenie przeszło, albo koty
sterylizowane nie uczulają, bo żyjemy zgodnie, z dużą ilością tulenia i
głaskania.
Czasem aż muszę się uszczypnąć, żeby się
upewnić, że to się naprawdę dzieje.
Zawodowo nic by się w moim życiu nie zmieniło, gdybym w 2017
roku nie wybrała się po raz pierwszy na konferencje blogerskie. Bo w tym roku
bez wahania pojechałam do Poznania i spędziłam czas z niesamowitymi ludźmi,
którzy dali mi kopa w tyłek i możliwości (Aniu,
myślę przede wszystkim o Tobie). I tak od słowa, do słowa, zaczęłam po etacie
pracować jako copywriter, by w końcu stwierdzić, że nie mam nic do stracenia,
kredytu jeszcze nie zaciągnęłam i głodem nieistniejących dzieci też nie
ryzykuję.
Sierpień był moim
ostatnim dniem pracy etatowej i tak z końcem września (po zasłużonych wczasach
na Dolnym Śląsku), założyłam własną działalność gospodarczą. Jak będzie? Nie
wiem. Na razie z każdym miesiącem jest coraz lepiej, ale jestem przygotowana,
że teraz nic nie wiadomo. Chyba najtrudniejsze w prowadzeniu własnej firmy,
było przestawienie myślenia z „mam pewną wypłatę” na „jak nie piszę, to nie
zarabiam”. W końcu całe życie pracowałam etatowo.
Czy żałuję? Jak na razie nie. Etat doprowadził mnie do momentu,
gdy zamykałam się kilka razy w łazience, płacząc z bezsilności. Czy zakładam,
że nigdy na etat nie wrócę? Nie. Własna działalność ma plusy i minusy, równie
wiele, jak praca na etacie. Dziś takie rozwiązanie mi odpowiada, jak będzie za
rok? Nie wiem, może w podsumowaniu 2019 napiszę, że wróciłam na etat i mi z tym
dobrze? Czas pokaże.
Z innych spraw… 2019 będzie ostatnim rokiem, w którym będę świętować urodziny z 2 na przodzie. I o dziwo, zamiast się tym przejmować, jestem podekscytowana 😊
A to zdjęcia, które najbardziej polubiliście na moim Instagramie przez ostatni rok - przyznam, że podoba mi się Wasz gust ;) |
2018 BLOGOWO
Jeżeli czegoś nie zrobiłam na blogu, to było wprowadzenie cyklu
filmowego, o którym myślałam rok temu. Brakło najpierw czasu, a później chęci.
Równocześnie, skrupulatnie notowałam obejrzane filmy – 2018 rok, był zdecydowanie rokiem
intensywnego chodzenia do kina, co widać we wpisach. Wyjątkowo przeważają
wpisy filmowe nad serialowymi i wszystko wskazuje na to, że podobnie będzie w
nadchodzącym czasie. To, co muszę zrobić, to jednak zacząć skrupulatnie notować
również obejrzane seriale, bo jednak nie do końca wszystkie pamiętam, a nie o
wszystkim pisałam na blogu.
Zmienił się również cały
mój system pracy nad blogiem. Obecnie dużo częściej piszę z wyprzedzeniem i
wprowadzam dużo więcej zmian we wpisach niż wcześniej. Do tej pory publikowałam
praktycznie od razu po napisaniu.
Zmieniłam także wygląd
zdjęć głównych – ujednolicenie miało jeden cel: sprawić by sam wygląd
zdjęcia pokazał, że jest z Bałaganu, a nie z innego bloga. Jak na razie mi się
bardzo to rozwiązanie podoba, choć widzę ewentualne wady, przy próbie
zmiany szablonu.
W tym roku udało mi się
być tylko na jednej konferencji blogowej, w Poznaniu – z braku
czasu i pieniędzy na inne, ale cieszy mnie, że to właśnie Poznań powtórzyłam w
tym roku, bo w 2017 zrobił na mnie najlepsze wrażenie.
W moim oczach, Trzech Bilbordów nikt nie przeskoczył w tym roku. |
2018 POPKULTURALNIE
Ale jak z najbardziej docenionymi i niedocenionymi przeze mnie
rzeczami w 2018?
Filmy
Udało mi się obejrzeć 51 filmów, co jak na osobę, która zawsze
miała z tym problem, jest bardzo dobrym wynikiem.
Najlepszy film, jaki widziałam w ogóle, to Trzy
billboardy za Ebbing, Missouri, który nie miał w sobie nawet
najmniejszej wady. Równie dobrze wspominam Tully,
której nie udało mi się zrecenzować. Ale był to film ze świetnym zakończeniem,
ciekawą fabułą i przede wszystkim, ani trochę nieupiększający macierzyństwa.
Obejrzałam też kilka filmów bardziej ambitnych, z których
najbardziej podobało mi się The Place,
bo uwielbiam takie przegadane filmy, które można równocześnie interpretować na
tysiące sposobów. Trafił się też film, którego kompletnie nie zrozumiałam i
nawet nie próbowałam zabrać się do pisania na jego temat: Thelma. Jak ktoś widział i wie, o co chodzi (albo choć podejrzewa),
może mi wytłumaczyć.
Z kolei w dziale filmów: bez wybitnej fabuły, ale dające dużo radości
w kinie, na czele stoją Zabójcze Maszyny.
Szłam na film o wielkich, jeżdżących miastach, dostałam wielkie jeżdżące
miasta, świetne efekty specjalne i dużo radochy.
Why Rowling, why? |
W kategorii: największy zawód tego roku, Zbrodnie
Grindelwalda stoją na zasłużonym podium. Zaczynając od tragicznej pracy
kamer, po Rowling która sama dziurawi własny kanon. Bolało bardzo mocno.
Filmem, o którym zapomniałam, że istnieje, był Han
Solo. Gdyby nie filmowy spis na IMDb, byłabym szczerze zdziwiona, że
taki w tym roku oglądałam.
Z kolei film superbohaterki, który myślałam, że będzie
najlepszy, ale dosłownie w ostatnich dniach grudnia został zdetronizowany, to Infinity
War. Ale znajduje się tu, bo jest doskonałym popisem tego, jak budować
zły charakter i jak przez lata tworzyć uniwersum tak, by później wrzucić do
jednego filmu wszystkich bohaterów i wyjść z tego z obronną ręką.
Ja chcę jeszcze raz! |
A filmem, który okazał się najlepszym filmem superbohaterkim,
jest bez wątpienia Spider-Man Uniwersum.
W detalach będę się nim zachwycać za kilka dni, ale jak tylko macie okazję, to
idźcie. Biegniecie. Gnajcie do kin.
Jednym polskim filmem, jaki obejrzałam, był Kler. Na Zimną Wojnę do kin nie zdążyłam i
bardzo żałuję.
Seriale
O dziwo, nie mam tu tak dużo do powiedzenia, choć nie obyło się
bez rozczarowania roku.
Najbardziej w pamięć zapadła mi Sabrina
z czego się bardzo cieszę, bo choć serial nie jest wolny od głupotek, to
wprowadza też przyjemny powiew świeżości.
Bardzo ucieszyła mnie nowa
Doktor i choć jestem do tyłu z oglądaniem, to to, co widziałam,
sprawiło mi wiele radości. Niestety, gdzieś mi się obiło o uszy, że nowy
showrunner ma odchodzić, a Jodie zadeklarowała, że jak on odchodzi, to ona też.
Co mnie martwi bardzo, bo nowa stylistyka, nowe podejście do Doktora bardzo mi
się podoba.
Scenariusz wymyślony i pisany na kolanie w 2 miesiące? WIDAĆ. Bardzo widać. |
Rozczarowaniem roku z kolei było House of Cards wraz z finałowym sezonem. Nie ma na blogu jego
recenzji, ponieważ zacięłam się na czwartym odcinku i za nic nie mogę się zmotywować, by oglądać dalej. I najgorsze w tym wszystkim jest to, że siadałam
do niego z nastawieniem: będę jedyną
osobą w sieci, która będzie go bronić! No nie będę. Tym bardziej nie będę,
gdyż pokusiłam się na obejrzenie spoilerowej recenzji u jakbyniepatrzeć
– informacje o tym, jak dalej potoczy się fabuła, były jak nóż w plecy.
Dawno nie czytałam tak wciągającej trylogii. |
Książki
Założenie miałam identyczne jak rok temu – 12 książek. W tym
roku niestety nie udało mi się do tego dobić (druga połowa 2018 jakoś nie
sprzyjała czytaniu).
Za to wszystkie te książki sprawiły mi ogromną radość i były
bardzo zróżnicowane. Od niesamowitej części pierwszej Trylogii Stulecie „Upadek Gigantów”, przez świetną fantastykę: trylogię
„Pękniętej Ziemi” N.K. Jemisin oraz kolejnej trylogii „Krucze Pierścienie” Siri Peterson,
niepokojącą Annihilację (która swoją
drogą była lepsza od filmu, który trochę przeinaczył pewne rzeczy). Aż po
fantastycznego Trevora
Noah z jego „Nielegalnym”, który daje całkowicie nową perspektywę na
to, jak rasizm potrafi być skomplikowanym zjawiskiem. A kończąc na
psychologicznej książce „Mózg psychopaty”
Jamesa Fallona.
Może więc nie przeczytałam bardzo dużo, ale jestem niezwykle
usatysfakcjonowana tytułami, jakie miałam okazję poznać. Bo wyjątkowo, nie
trafiło się nic, co mnie zawiodło.
POSTANOWIENIA 2019
A jakie mam plany na 2019? Przyznam, że w tym roku podeszłam do
nich zupełnie inaczej. Spojrzałam na to, co chciałabym w sobie ulepszyć i tak
naprawdę, każdy z nich pokrywa się ze sobą wzajemnie.
Po pierwsze,
oczywiście moim nadrzędnym celem jest utrzymanie i rozwój firmy.
Po drugie, próba
wyplenienia, jeżeli nie całkowicie to w dużym stopniu, prokrastynacji. Bo gdy
się zastanowiłam, to wiele rzeczy w moim życiu nigdy się nie wydarzyło lub
wydarzyło dużo później, niż mogło, właśnie ze względu na nią. Dużo tekstów się
nie napisało, właśnie ze względu na nią.
Po trzecie, zdrowiej
żyć. Bez ograniczeń typu: od teraz nie jem słodyczy i biegam 30 km. dziennie. Raczej
z podejściem, że wszystko jest dla ludzi, wdrożeniem aktywności fizycznej (która
obecnie, przy pracy w domu jest, no cóż, żadna) oraz próbami gotowania
zdrowszych dań. I znowu, bez rzucania się w przepaść, a stopniowym wdrażaniem,
próbowaniem, sprawdzaniem co działa, a co nie. Bo jeżeli czegoś mnie ostatnie
lata nauczyły, to właśnie tego, że mała zmiana stoi za tymi dużymi.
To tyle z mojego prywatnego gadania na dziś. Mało na blogu
„mnie”, gdyż ciągle tylko o filmach i serialach, więc myślę, że mi wybaczycie,
iż od czasu do czasu, powalam sobie na większą prywatę.
A w 2019 patrzę z ciekawością, bo przed nami wiele interesujących
premier kinowych i telewizyjnych. I finał Gry o Tron! (choć zdjęcie główne
chyba zdradza Wam, jak się skończy)
Trzymajcie się ciepło, nie narzekajcie na śnieg, bo w końcu
mamy zimę i… wszystkiego dobrego dla Was w 2019 roku 😊